Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.
—   240   —

alarm, świadczący, do jak wysokiego napięcia nerwów już doszło.
Mianowicie z pierwszego piętra dał się słyszeć strzał rewolwerowy, poczem nastąpiła bieganina. Po wyjaśnieniu sprawy okazało się, że dwaj agenci, patrolujący po korytarzach, spotkali się, a nie poznawszy się wzajemnie, zaalarmowali swych kolegów wystrzałem.
Pan Desmalions, wyjrzawszy do ogrodu, skonstatował, że z tej strony domu było sporo ciekawych, albowiem odźwierny, nie tak surowy, jak policya, dopuszczał ludzi pod dom, zastrzegając się jedynie, aby nie wchodzili na trotuar.
— To szczęście, panie prefekcie — ozwał się Mazeroux — że wybuch ma nastąpić dopiero za dziesięć dni, gdyż w przeciwnym razie wszystkich tych ludzi spotkałby taki sam los, jak nas.
— Za dziesięć dni tak sam o nie będzie wybuchu, jak dziś nie będzie owego czwartego, zapowiedzianego listu! — rzekł ze wzgardliwem wzruszeniem ramion prefekt.
Poczem dodał:
— Zresztą w dniu zapowiedzianego wybuchu rozkazy będą z całą stanowczością wykonane.
Była wtedy godzina druga minut dziesięć.
O godzinie drugiej minut dwadzieścia pięć, gdy prefekt począł zapalać cygaro, szef służby bezpieczeństwa, śmiejąc się, zaryzykował uwagę:
— Oto jest właśnie rzecz — powiedział — z której pan prefekt będzie musiał na przyszły raz zrezygnować. Wtedy bowiem cygaro będzie niebezpieczne!
— Na przyszły raz nie będę tracił swego czasu na czuwaniu tutaj, gdyż istotnie przypuszczam, że ta historya z listami już się skończyła.
— Kto to wie? — ozwał się Mazeroux.
Upłynęło jeszcze kilka minut... Pan Desmalions usiadł. Towarzysze jego również zajęli miejsca. Nikt nie miał ochoty ust otworzyć.
Wtem zerwali się wszyscy jak jeden mąż z jednakim wyrazem zdumienia na twarzach.
Usłyszeli głos dzwonka...
Dzwonek?... Czyż to możliwe?...
Zaraz się dowiedzieli, skąd ten głos pochodził