Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.
—   241   —

— Telefon! — wykrzyknął pan Desmalions.
Głos dzwonka telefonicznego zdumiał wszystkich, albowiem nikt z obecnych nie przypuszczał, że telefon w tym opuszczonym domu jeszcze działa.
Gdy prefekt zbliżył się do aparatu, dzwonek rozległ się po raz wtóry.
— Może to jakie pilne doniesienie z prefektury? — rzekł pan Desmalions.
Wtem rozległ się trzeci raz dzwonek...
Prefekt sięgnął po słuchawkę:


„...Prefekt sięgnął po słuchawkę...”

— Hallo... Co się stało?...
Odpowiedział mu głos tak słaby, iż prefekt, z trudem oryentując się w treści usłyszanych słów, zawołał z gniewem:
— Mówcież głośniej... Co?... Co się stało?... Kto jest przy aparacie?...
Przez telefon wybełkotano kilka słów, które odbiły się na twarzy prefekta wyrazem zdumienia...
— Hallo!... — rzekł. — Nie rozumiem!... Proszę powtórzyć... Hallo!... Kto mówi?...
— Don Luis Perenna! — usłyszał teraz wyraźniej.
— Hę? Kto?... Don Luis... Perenna?!...
Miał chęć rzucić słuchawkę i powiedzieć:
— Mistyfikacya! Jakiś kpiarz zabawia się naszym kosztem!...