telefoniczna była odczepiona, a zbliżywszy się do kabiny, natknął się na leżące na podłodze kawłaki cegieł i tynku, pochodzące z sufitu. Wtedy rozświetlił także kabinę i spostrzegł rękę, wiszącą nad jego głową.
Dokoła tej ręki mur był zupełnie odwalony. Mimo to jednak za mały był to otwór, aby mogło się także przedostać przezeń ramię znajdującej się w górze osoby.
Mazeroux skoczył na krzesło i namacał zwisającą rękę. Była ciepła, co napełniło go żywą otuchą.
— Czy to ty Mazeroux? — usłyszał jakiś głos jakby pochodzący z oddali.
— Tak, to ja! Nie jesteś pan ranny? Nic poważnego?
— Nie... Jestem tylko nieco ogłuszony... i bardzo słaby... Głód... Słuchaj...
— Słucham!
— Otwórz drugą szufladką w mojem biurku z lewej strony. Tam znajdziesz...
— Co, szefie?
— Kawałek czekolady...
— Ależ...
— Zrób, co powiedziałem, bom straszliwie głodny...
Istotnie po pewnej chwili don Luis ozwał się już z większem ożywieniem: