— Bardzo jest pochlebne dla mnie — rzekł do brygadyera — to wahanie się prefekta po mojem ostrzeżeniu telefonicznem i jego uległość w chwili decydującej. Trzeba, abym tych panów trzymał w rękach: „Uwaga, panowie, mówił im Lupin, z głębi swego piekła, uwaga! O godzinie trzeciej... bomba!”. „Ależ nie!”. „Ależ tak!”. „Skąd pan wiesz o tem?”. „Bo wiem!”. „Gdzież jednak dowód?”. „Dowód w tem, że mówię”. I na pięć minut przed uderzeniem godziny trzeciej wszyscy się oddalają z zagrożonego miejsca... Ach, czyż nie jestem uosobieniem skromności?... Powiedz, Mazeroux?
Mazeroux nic jednak nie powiedział, gdyż przybyli właśnie na bulwar Suchet, gdzie tłum był tak wielki, iż musieli wysiąść z samochodu. Mazeroux przeprowadził don Luisa przez kordon policyjny i wprowadził go na przeciwległe wzgórze.
Obecność don Luisa podnieciła zgromadzone tłumy.
— Niechaj szef tu na mnie zaczeka — powiedział Mazeroux — idę bowiem zawiadomić prefekta.
Naprzeciw, pod niebem zabarwionem bladością poranka, don Luis ujrzał rumowiska, spowodowane przez eksplozyę. Pozornie skutek wybuchu nie był tak straszny, jak to Perenna pierwotnie był przypuszczał. Mimo zawalenia się kilku sufitów, których szczątki widać było przez olbrzymie wy-