verand! Tak sią oto przedstawia moim oczom inżynier Fauville, panie prefekcie!
Don Luis mówił z wzrastającą wciąż mocą, z zapałem, wypływającym z głębi przekonania, a jego oskarżenie, logiczne i skrupulatne, zdawało się wskrzeszać przed obecnymi rzeczywisty obraz zbrodniczych działań.
— Oto Fauville, panie prefekcie! — powtórzył. — Oto właściwy bandyta. I położenie jego było tego rodzaju, taką obawą przejmowała go możliwość poczynienia przez Verota pewnych rewelacyi, dotyczących jego zbrodniczych planów, iż sam udał się do prefektury, aby przekonać się, czy jego ofiara istotnie już nie żyje i czy nie może go jeszcze zadenuncyować!
— Pan przypomina sobie, panie prefekcie, tę scenę, kiedy to okazał się on nam tak zdenerwowanym i poruszonym do głębi obawą? Przypomina pan sobie jego słowa: „Ratuj mnie, panie prefekcie... Grozi mi zamordowanie... Jutro będą mnie chcieli zamordować...” Jutro!... Tak jest, dopiero na dzień następny zamawiał sobie pańską pomoc, albowiem wiedział on dobrze, iż wszystko się skończy tegoż jeszcze wieczoru, i że następnego dnia policya znajdzie się w obliczu dokonanej zbrodni, w obliczu dwojga rzekomo winnych, przeciw którym sam nagromadził dowody, w obliczu pani Fauville, którą, że się tak wyrażę, z góry już oskarżył!