Uśpiony przezemnie Edmund już umarł, nie doprowadzony nawet do świadomości przez jad trucizny. Teraz zaczyna się moja agonia. Cierpię wszystkie męki piekła. Ręka moja zaledwie jest w stanie nakreślić te słowa. Cierpię! Cierpię! A jednak czuję się bezgranicznie szczęśliwym!
„Szczęście to datuje się od czasu mej podróży do Londynu, dokąd udałem się wraz z Edmundem przed czterema miesiącami. Aż do tej pory prowadziłem najnędzniejszy żywot, tając mą nienawiść ku tej, która mną pogardzała, a kochała kogo innego, dotknięty w zdrowiu, czujący, iż trawi mnie nieubłagana choroba, i widząc już zbliżający się koniec mego życia. Po południu poddałem się badaniu znakomitego doktora i nie mogłem już żywić żadnej nadziei; rak robił swoje. A ponadto wiedziałem, że Edmund, podobnie jak ja, znajduje się na drodze, wiodącej do grobu, że jest już beznadziejnie dla życia stracony, tuberkuliczny.
„Tegoż wieczoru zrodziła się we mnie wspaniała idea zemsty.
„I jakiej zemsty! Oskarżenie, najstraszliwsze z oskarżeń, wytoczone przeciw kochającej się parze! Więzienie! Trybunał! Katorga! Szafot! I żadnego ratunku, żadnej walki, żadnej nadziei! Dowody nagromadzone, dowody tak straszne, iż najwyższa nawet niewinność zwątpi w siebie i zamilczy przytłoczona, bezsilna. I jaka zemsta!...