do Paryża, o śmierci Cosmy. Z pańskich słów, panie prefekcie, wywnioskowałem to, co mówię.
— W takim razie nie może pan wiedzieć więcej odemnie. A nie powinieneś pan wszak zapominać o zaświadczeniu lekarza, który skonstatował przyczynę śmierci.
— Niestety, co się mnie tyczy, to nie uważam tego świadectwa za wystarczające.
— Ale jakiemże prawem w końcu występujesz pan z podobnem oskarżeniem? Czy masz pan na to jaki dowód?
— Mam.
— Jaki?
— Własne pańskie słowa, panie prefekcie.
— Moje słowa?
— Te oto, panie prefekcie. Powiedział pan najpierw, że Cosmo Mornington zajmował się medycyną, a następnie, że objawiał przytem dużą kompetencyę. Powiedział pan dalej, że kazał on sobie zastrzyknąć jakiś środek i że nieudolność, z jaką się do tego wzięto, sprowadziła śmiertelne zakażenie, które w kilka godzin zakończyło się śmiercią.
— Tak jest.
— A zatem, panie prefekcie, twierdzę, że człowiek, który zajmuje się medycyną i objawia przytem wielką kompetencyę i który tak się pieczołowicie zajmuje chorymi, jak to czynił Cosmo Mornington, nie mógłby dopuścić do dokonania zastrzygnięcia, nie przedsiębiorąc wszystkich koniecznych środków ostrożności. Widziałem Morningtona przy pracy i wiem, jak w takich razach postępował.
— A zatem?
— A zatem lekarz napisał świadectwo tak, jak je piszą także inni lekarze, jeśli nie rzuci się im w oczy coś podejrzanego.
— Więc pańskiem zdaniem?...
— Panie Lepertuis — zapytał Perenna, zwracając się do notaryusza — gdy pana powołano do śmiertelnego łoża nieboszczyka Morningtona, nie zauważył pan nic podejrzanego?
— Nie, nie zauważyłem nic takiego. Mornington popadł był już wówczas w malignę.
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 22 —