Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.
—   289   —

twego zgonu jest już obrane. Zasadzka jest już gotowa. Miej się na baczności, Lupinie!”
Don Luis zaśmiał się.
— Nadeszło to w samą porę!
— Tak szef sądzi?
— Ależ tak, tak... I któż oddał ci ten list?
— Agent z prefektury, któremu list ten został wręczony, mieszka przy ulicy des Ternes, tuż obok domu, zamieszkiwanego przez oddawcę niniejszego listu. Zna on go dobrze. Przyzna więc szef, że fakt ten przedstawia pewne szanse?
Don Luis aż podskoczył z miejsca. Promieniał z radości.
— Gadaj zaraz, czy masz jakie informacye?
— Człowiek ten jest służącym w klinice przy ulicy des Ternes.
— Chodźmy więc! Nie mamy ani minuty do stracenia!
— To dobre sobie! Zaraz pana schwytają!
— Kpij sobie z tego! Dopóki nie było nic do czynienia, wyczekiwałem na balkonie i wypoczywałem, gdyż wiedziałem, że oczekuje mnie ciężka walka, ale teraz, gdy nieprzyjaciel zrobił głupstwo, gdy jestem na jego śladzie, ach, teraz nie miałoby sensu dłużej czekać. Idę naprzód! Huzia na tygrysa, Mazeroux!
Była godzina pierwsza po południu, gdy don Luis i Mazeroux przybyli do kliniki, znajdującej się przy ulicy des Ternes. Wyszedł na ich spotkanie służący. Mazeroux potrącił don Luisa łokciem. Był to niewątpliwie oddawca listu. Nie krył się on bynajmniej z tem, że rano był w prefekturze. Na zapytanie brygadyera dał odpowiedź twierdzącą.
— Z czyjego rozkazu pan tam chodził? — pytał Mazeroux.
— Na rozkaz pani przełożonej.
— Pani przełożonej?
— Tak jest. Do kliniki należy także dom zdrowia, znajdujący się pod kierownictwem pewnej zakonnicy.
— Czy można mówić z panią przełożoną?
— Oczywiście, ale nie teraz jeszcze, albowiem wyszła.
— Czy wróci?