jego malowało się pewne zadowolenie, jakgdyby w duchu mówił: „Mam cię, ptaszku i już mi nie ujdziesz“.
Wtem wrócił odźwierny i wskazał drogę don Luisowi, który przedefilował przed Weberem z najwdzięczniejszym ukłonem i obdarzając równie przyjaznym uśmiechem innych agentów, wszedł do gabinetu prefekta.
Komendant hrabia d’Astrignac rzucił się zaraz ku niemu z wyciągniętemi rękami, zaświadczając w ten sposób, że wszystkie zasłyszane wersye nie były w stanie obniżyć szacunku, jaki żywił zawsze dla byłego legionisty Perenny. Pełne jednak rezerwy zachowanie się prefekta policyi było znamienne.
Prefekt nie przestawał przeglądać dokumentów i rozmawiać półgłosem z sekretarzem ambasady i notaryuszem.
Don Luis pomyślał:
— Mój kochany Lupinie! Ktoś wyjdzie stąd z branzoletkami żelaznemi na rękach. Jeśli nie będzie nim prawdziwie winny, to w takim razie ty będziesz go musiał zastąpić, mój stary! Życzę ci szczęścia!...
I przypomniał sobie początek swych przygód, kiedy to znalazł się w mieszkaniu Fauville’a i kiedy musiał, pod groźbą natychmiastowego aresztowania, wydać zbrodniarkę w ręce sprawiedliwości. I tak od początku aż do końca walki musiał, nie przestając walczyć z niewidzialnym wrogiem, wystawiać się na ciosy ze strony władz sprawiedliwości, nie będąc w stanie bronić się inaczej, jak tylko odnoszeniem zwycięstw! Po kolei, naglony atakami, znajdując się wciąż w niebezpieczeństwie, strącił w przepaść panią Fauville i Sauweranda, niewinne ofiary okrutnych praw walki. Czy więc stanie teraz oko w oko do walki z prawdziwym nieprzyjacielem, lub też sam w chwili decydującej polegnie?
Don Luis zatarł ręce z giestem człowieka peweqo siebie, tak, iż pan Desmalions nie mógł się oprzeć chęci rzucenia spojrzeń w jego stronę.
Don Luis miał wygląd człowieka, zażywającego rozkoszy nie zaprawionej żadnym piołunem i przy-
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/300
Ta strona została uwierzytelniona.
— 294 —