Don Luis zaś nie omieszkał pośpieszyć z odpowiedzią:
— Panie prefekcie, ta zapowiedziana wizyta jest jaknajściślejszą konkluzyą wniesionych przezemnie oskarżeń. Zechce pan sobie przypomnieć, że testament Morningtona brzmi wcale nie dwuznacznie, iż prawa spadkowe będą uznane o tyle tylko, o ile spadkobierca weźmie udział w dzisiejszem zebraniu...
— A jeśli nie przyjdzie? — zagadnął prefekt, dowodząc samą treścią swego pytania, że przeświadczenie don Luisa ma mało widoków urzeczywistnienia.
— On przyjdzie, panie prefekcie! W przeciwnym razie cała ta sprawa nie miałaby żadnego wogóle sensu. Zredukowana tylko do zbrodni i czynów Fauville’a, stałaby się jedynie głupiem dziełem szaleńca. Sprawa ta, doprowadzona aż do zabójstwa pani Fauville i Gastona Sauveranda, wymaga, jako nieuniknionego rozwiązania, zjawienia się tu pewnej osobistości, która, będąc ostatnim członkiem rodziny Roussel z Saint-Etienne i tem samem dziedzicem, w całej rozciągłości tego słowa, fortuny pozostałej po Morningtonie, dziedzicem, wyprzedzającym także mnie w prawach spadkowych, zjawi się tu, aby zażądać dwustu milionów, zdobytych w sposób tak straszliwie zuchwały.
— A jeżeli osoba ta się nie zjawi? — zagadnął z większym jeszcze naciskiem pan Desmalions.
— W takim razie, panie prefekcie, będzie to oznaczało, że ja jestem winnym i nie pozostanie panu nic innego, jak mnie aresztować. Dziś, między godziną piątą a szóstą, powinien pan mieć w tym pokoju wobec siebie człowieka, który zamordował spadkobierców Morningtona. Po ludzku rzecz biorąc jest rzeczą niemożliwą, aby mogło stać się inaczej... W konsekwencyi zatem, w każdym razie, sprawiedliwość będzie miała satysfakcyę. „On”, albo ja — dylemat jest całkiem prosty.
Part Desmalions umilkł. Przejęty troską ruszał wąsami i kręcił się dokoła stołu. Było rzeczą widoczną, iż powstawały w jego umyśle wątpliwości, sprzeciwiające się takiemu przypuszczeniu. W końcu mruknął, jakby mówiąc do samego siebie:
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.
— 300 —