don Luisa i rzucone przezeń z góry oskarżenia na tę osobę, która miała się tu zjawić, celem reklamowania swych praw spadkowych?
— Proszę mi oddać te papiery — rzekł prefekt.
Florentyna wyjęła ze swej torebki niebieską, niezapieczętowaną kopertę, wewnątrz której prefekt znalazł kilka kartek pożółkłych, zniszczonych w zgięciach i porozdzieranych tu i owdzie.
Wśród głębokiego milczenia obecnych, prefekt zbadał te papiery, przeczytał je uważnie, przy pomocy szkła powiększającego sprawdził podpisy i pieczęcie, poczem rzekł:
— Papiery te mają wszelkie znamiona autentyczności i zaopatrzone są w oficyalne pieczęcie.
— Więc, panie prefekcie? — zagadnęła Florentyna drżącym głosem.
— Więc muszę pani oświadczyć, że jej ignorancya wydaje mi się niewiarogodną.
Zwracając się następnie do notaryusza, prefekt oświadczył:
— Oto w ogólności, co zawierają i czego dowodzą te dokumenty. Gaston Sauverand, spadkobierca Morningtona w czwartej linii, miał, jak to panu wiadomo, brata starszego od siebie, imieniem Raula, mieszkającego w Argentynie. Ów brat wysłał przed śmiercią do Europy, pod opieką dawnej piastunki, starej kobiety, pięcioletnią dziewczynkę, która była jego córeczką, córeczką nieprawego łoża, ale uznaną za swoją, a zrodzoną ze stosunku, utrzymywanego przezeń z panną Levasseur, nauczycielką języka francuskiego, zamieszkałą w Buenos-Ayres. Oto akt narodzin. Tu zaś jest pełen tekst deklaracyi, napisanej i podpisanej przez ojca. Oto jest zeznanie, złożone przez ową starą piastunkę. Tu pan widzi świadectwo trzech przyjaciół zmarłego, kupców powszechnie w Buenos-Ayres znanych. A oto znów akty zejścia rodziców. Wszystkie te dokumenty są ulegalizowane i zaopatrzone w pieczęcie konsulatu francuskiego. Aż do otrzymania nowego rozporządzenia nie mam żadnego powodu do podejrzewania autentyczności tych dokumentow i muszę uważać pannę Florentynę Levasseur za
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/314
Ta strona została uwierzytelniona.
— 308 —