albowiem nie jest ich tu za wielu, aby ująć tak ohydnego mordercę w jego jaskini.
Pan Desmalions nie dał żadnej odpowiedzi. Po chwili wziął na stronę Webera i rozmawiał z nim przez kilka minut. W gruncie rzeczy prefekt był niezbyt korzystnie usposobiony dla przyjęcia propozycyi don Luisa, usłyszano jednak zapewnienia Webera, który mówił:
— Panie prefekcie, proszę się niczego nie obawiać, albowiem niczego właściwie nie ryzykujemy.
I prefekt ustąpił.
W kilka minut później don Luis Perenna i Florentyna wsiadali do samochodu wraz z Weberem i dwoma inspektorami. W ślad za nimi wyruszyło w drogę drugie auto, zajęte przez agentów.
Klinika została obsadzona przez policyę według wszelkich reguł sztuki oblężenia. Gdy zjawił się prefekt, służba wprowadziła go natychmiast do salonu, służącego za poczekalnię. Przełożona zaraz nadeszła. Prefekt natychmiast, wobec don Luisa, Florentyny i Webera, przystąpił do badania:
— Moja siostro — zaczął — oto list, który przyniesiono mi na prefekturę, a z którego dowiaduję się o istnieniu pewnych dokumentów, dotyczących spadku. Według moich informacyj ten list niepodpisany, o zmienionym umyślnie charakterze pisma, został napisany ręką siostry. Czy istotnie tak jest?
Zagadnięta, bez najmniejszego zaambarasowania, odrzekła natychmiast śmiało i rezolutnie:
— Tak jest, panie prefekcie. Mając zaszczyt do pana pisać, wolałam, z łatwo zrozumiałych względów, nie mieszać swego nazwiska do tej sprawy. Zresztą chodziło tylko o przesłanie dokumentów. Ponieważ jednak rzecz doszła aż do mnie, jestem gotowa służyć wyjaśnieniami.
Pan Desmalions, obrzucając spojrzeniem Florentynę, ciągnął dalej:
— Zapytam się więc, moja siostro, najpierw, czy siostra zna tę oto pannę?
— Znam, panie prefekcie. Florentyna przed kilku laty była u nas przez sześć miesięcy zatrudniona jako pielęgniarka. Byłam z niej tak zadowolona, że z prawdziwą radością przyjęłam ją ponownie
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.
— 314 —