o jego osobistą wolność i o nic więcej, teraz zaś szło o życie Florentyny!
— Florentyno! Florentyno! — powtarzał z rozpaczą.
Don Luis nie wątpił wcale, że Florentyna była niewinną. Nie wątpił wcale, że ten zbrodniarz ją kochał i że uprowadził ją nie tyle jako zastaw za tak pożądaną przez niego fortunę, ile raczej jako zdobycz miłosną, którą się zniszczy całkowicie, jeśli los nie pozwoli jej przy sobie na własność zatrzymać...
— Florentyno! Florentyno!
Potem przyszedł nań kryzys nadzwyczajnego pesymizmu. Niepowodzenie jego planów i zamierzeń zdawało mu się być nieuniknionem. Biedz za Florentyną? Chwytać zbrodniarza? Wszak znajdował się w więzieniu i cała rzecz zależała od tego, jak długo tu pozostanie, ile miesięcy czy może lat...
Wtedy dopiero dokładnie pojął, czem była dlań miłość ku Florentynie. Spostrzegł, iż zajmuje ona w jego życiu takie miejsce, jakiego nie zajmowały dotychczas żadne jego dawniejsze namiętności, żadna pożądliwość luksusu i bogactw, żadne jego dawniejsze pożądania walki, żadne ambicye, żadne zawiści i nienawiści. Od dwóch miesięcy borykał się tylko dlatego, ażeby ją zdobyć. Poszukiwanie prawdy, jak też chęć ukarania winnego, to wszystko było tylko środkiem, wiodącym do ocalenia Florentyny od grożących jej niebezpieczeństw. Jeśli Florentyna padnie pod nożem tego zbója, jeśli będzie już zapóźno na jej ocalenie, to w takim razie lepiej już będzie pozostać w więzieniu. Arseniusz Lupin w katordze aż do ostatnich swych dni, czyż to nie słuszne rozwiązanie dla człowieka, który nie umiał zdobyć miłości nawet tej jedynej kobiety, którą w swem życiu prawdziwie pokochał?
Kryzys minął. Zwalczyła go szybko szalona energia don Luisa. Odzyskał znów ufność, której nie mąciła żadna wątpliwość, żaden cień wątpliwości. Do celi zajrzało słońce. Robiło się coraz widniej i jaśniej. I don Luis przypomniał sobie wtedy, że Valenglay przybywa do swego ministeryum, mie-
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.
— 328 —