Don Luis ozwał się doń tonem ceremonialnym
— Nie długo każę czekać prezydentowi ministrów...
W korytarzu znajdowało się czterech inspektorów policyi.
— Ci panowie stanowią eskortę? — zapytał. — Chodźmy więc! Zaanonsujecie premierowi Arseniusza Lupina, wielkiego Hiszpana, kuzyna Jego Cesarskiej Apostolskiej Mości. Panowie, jestem gotów do wyjścia. Dozorco, oto dwadzieścia dukatów za twą opiekę, przyjacielu.
Zatrzymał się w korytarzu.
— Na Perkuna! Nie mam ani jednej pary rękawiczek, a od wczoraj się nie goliłem!
Inspektorzy wzięli go między siebie i popchnęli naprzód dość brutalnie. Dwóch z pośród nich uchwycił za ramiona tak mocno, że aż jęknęli.
— Pozdrawiam was — powiedział. — Nie macie rozkazu rozproszkować mnie, nieprawdaż? Ani też nakładać mi kajdan? W takim razie bądźcie uprzejmi, młodzi przyjaciele
Dyrektor więzienia znajdował się w westybulu. Don Luis ozwał się doń:
— Pyszna noc, mój drogi dyrektorze! Pańskie pokoje w „Touring Club” są godne polecenia. W doskonałym punkcie znajduje się pański hotel! Czy może życzysz sobie, abym wykreślił swe nazwisko z listy twoich lokatorów? Nie? Spodziewasz się mojego powrotu? Tere-fere! Nie licz na to, mój drogi dyrektorze. Mam ważne sprawy do załatwienia...
Na podwórzu stał już przygotowany do drogi samochód. Wsiedli do niego czterej agenci i don Luis Perenna.
— Plac Beauvau! — zawołał don Luis do szofera.
— Ulica Vineuse! — poprawił agent.
— Och! och! — wykrzyknął. — Więc jedziemy do prywatnego mieszkania Jego Ekscelencyi. Jego Ekselencya woli, ażeby nasze spotkanie miało charakter tajny. To dobry znak. A propos, drodzy przyjaciele, którą teraz mamy godzinę?
Pytanie to zostało bez odpowiedzi, a ponieważ agenci zapuścili firanki, Perenna nie mógł nawet spojrzeć na zegar publiczny.
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/336
Ta strona została uwierzytelniona.
— 330 —