Urwał na chwilę, poczem z wielką powagą dokończył:
— Ofiaruję panu królestwo, panie prezydencie ministrów...
Oświadczenie to było nadzwyczajne, śmieszne, zasługujące na wzruszenie ramion zaledwie, było to oświadczenie, które mogło wyjść tylko z ust głupca lub szaleńca.
Jednak Valenglay nie zdawał się go lekceważyć. Wiedział on doskonałe, że w podobnych okolicznościach ten człowiek nie zwykł był żartować. Zdawał sobie z tego sprawę tak dalece, że, przyzwyczajony do traktowania wielkich kwestyi politycznych, przy których tajemnica odgrywa tak wielką wagę, rzucił spojrzenie na prefekta policyi, jakgdyby jego obecność w tej chwili nieco go żenowała.
— Nalegać będę na to, aby pan prefekt policyi zechciał również wysłuchać tego co powiem. Lepiej niż ktokolwiek inny oceni on wartość słów moich, a w części nawet będzie mógł zaświadczyć o ich prawdziwości. Zresztą jestem pewien, że pan prefekt nie zechce okazać się niedyskretnym.
Valenglay nie mógł tym razem powstrzymać się od uśmiechu.
— I jemu również zapewne oddałeś pan przysługę?
— Tak jest, panie prezydencie.
— Bardzo-bym pragnął wiedzieć o co rzecz idzie? — oświadczył prefekt.
— Owszem, jeśli panu na tem zależy... A zatem wieczorem w dniu naszego spotkania na bulwarze de Passy, przed czterema laty, obiecałem panu, panie Desmalions, który byłeś wówczas podrzędnym jeszcze funkcyonaryuszem, że postaram się, aby pana mianowano prefektem policyi. I dotrzymałem danego słowa. Pańskiej nominacyi zażądali trzej ministrowie, na których posiadałem wpływ. Czy mam ich wymienić?...
— To zbyteczne! — wykrzyknął Valenglay, wybuchając serdecznym śmiechem. — Zbyteczne! Wierzę panu. Wierzę wogóle w pańską wszechmocność. Co się pana tyczy, panie Desmalions, to nie miej pan takiej zdziwionej miny. Nic niema uwłaczającego w tem, że pan coś może zawdzię-
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/345
Ta strona została uwierzytelniona.
— 339 —