ślad bandyty, nie prowadzi środkiem drogi, przez polankę, lecz skręca w półkole. I bandyta zatem okrążył niezawodnie tę polankę. Dlaczego? Takie pytanie postawił nieufny instynkt, ale rozum nie miał go już czasu rozwiązać. Don Luis biegł dalej w tym kierunku i oto nagle nogi jego natrafiły na pustkę, ziemia otworzyła się pod nim, rozstąpiła się darń!...
Don Luis wpadł, wpadł w dół, który był niezawodnie otworem studni, mającej conajmniej półtora metra szerokości. Obramienie jej dookoła rozpoczynało się równo z ziemią. Dzięki jednak temu, że don Luis biegł szybko, siłą swego impetu został rzucony ku przeciwnej stronie studni, tak, iż był w stanie uchwycić się korzeni rosnących tuż ponad jej brzegiem.
Być może, iż dzięki jego sile, udałoby mu się wydostać na powierzchnię, ale bandyta, odpowiadając zaraz na atak, wybiegł naprzeciw niemu i z odległości dziesięciu kroków począł mierzyć do niego z rewolweru.
— Ani się rusz! — wrzasnął — bo łeb roztrzaskam!
Don Luis był zatem obezwładniony groźbą wymierzonego weń strzału.
Oczy ich skrzyżowały się przez chwilę. W oczach bandyty paliły się gorączkowe, chore blaski.
Bacząc na każdy ruch don Luisa, zbrodniarz z wymierzonym przeciw niemu rewolwerem zbliżył się do krawędzi studni. I jego piekielny śmiech rozległ się na nowo:
— Lupin! Lupin! Lupin! Ach, mam cię ptaszku! Wpadłeś nareszcie w moją pułapkę! A jednak ostrzegałem cię. Przypomnij sobie: „Miejsce twego zgonu już jest obrane. Zasadzka jest już gotowa. Strzeż się Lupinie!” I oto masz! Więc nie jesteś w więzieniu? I ten jeszcze cios udało ci się odeprzeć? Giń więc huncwocie! Dobrze, ze przewidziałem taki obrót sprawy i przedsięwziąłem środki ostrożności. Niezła to była kombinacya? Powiedziałem sobie: „Cała policya puści się moim śladem, ale jest tylko jeden człowiek, któryby umiał mnie wytropić, a człowiekiem tym jest Lupin! Więc pokażmy mu drogę, prowadźmy go jakgdyby
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/380
Ta strona została uwierzytelniona.
— 374 —