słyszy się nawet upadku kamienia, wrzuconego do tej studni... Przed chwilą wrzuciłem do niej zapalony papier, który jednak zniknął w ciemnościach... Brrr!... Aż mi dreszcz chodzi po plecach! Odwagi, Lupinie, odwagi! To będzie tylko krótki moment, a ty już różne widziałeś w swem życiu... Brawo! Już zniknął prawie zupełnie! Przyszła i na ciebie kolej! Lupin! Lupin! Jakto, więc nie powiesz mi nawet: do widzenia? Nie uśmiechniesz się nawet? Nie podziękujesz?... Do widzenia, Lupinie, do widzenia!
Umilkł. Oczekiwał na straszliwe rozwiązanie, przygotowywane przezeń tak skrupulatnie, a rozwijające się we wszystkich fazach zgodnie z jego niezłomną wolą.
Nie czekał zresztą długo. Ramiona zapadły w otchłań, z kolei zapadała broda, później usta, wykrzywione skurczem agonii, później oczy, z których przeglądało śmiertelne przerażenie, później zaś czoło i włosy, aż wreszcie czubek głowy zniknął w ciemnościach.
Kaleka przyglądał się temu szalejąc z radości, z ekstazą, z wyrazem dzikiego zadowolenia, nie przerywając jednem słowem głuchej ciszy, nie mącąc niczem rozkoszy, jakiej doznawał z powodu nasycenia swej nienawiści.
Nad brzegiem studni pozostały ręce — zacięte, uporczywe, heroiczne, biedne, bezsilne ręce, które jedne tylko pozostały jeszcze przy życiu ale, zwolna wykonywały również odwrót w krainę śmierci...
I one wreszcie zniknęły. Przez chwilę zahaczyły się jeszcze na podobieństwo szponów. Wysiłek ich był tak nadnaturalny, że zdawało się, iż jeszcze nie zrozpaczyły zupełnie, że one jedne miały jeszcze nadzieję, iż uda się im wskrzesić ciało, spowite już w całun ciemności, Ale w końcu i one się wyczerpały. A później, później, nagle — nie widziano już nic... i nie słyszano nic...
Kaleka podskoczył jak wyrzucony z procy, wyjąc z radości:
— Ach! Skończyło się! Lupin na samem dnie piekła!... Cała przygoda skończona... Pif! Paf! Puf!
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/382
Ta strona została uwierzytelniona.
— 376 —