Zwracając się ku Florentynie znów odprawował swój makabryczny taniec, wymachując nogami na podobieństwo skrzydeł wiatraka. I śpiewał, i gwizdał, i miotał przekleństwami, i bluźnił straszliwie.
Później wrócił jeszcze do studni i splunął w głąb jej trzykrotnie, nie zbliżając się zbytnio.
Nie wystarczyło to jeszcze do nasycenia jego nienawiści. Na ziemi leżały szczątki posągów. Ujął oburącz głowę jednego z nich i tocząc ją po trawie wrzucił w próżnię studni. W pewnej odległości znajdowały się stare pordzewiałe żelazne kule. I z niemi zbrodniarz uczynił to samo. Pięć, dziesięć, piętnaście kul spadło z kolei w głąb studni, roznosząc echo jakichś oddalonych, ponurych grzmotów.
— A masz, a masz, Lupinie! — mówił za każdym rzutem. — Dużo kosztowałeś mnie zdrowia, kanalio! Wetknąłeś mi drąg w szprychy, gdym zmierzał do zdobycia tego nieszczęsnego spadku! Masz jeszcze! Jeszcze masz! Będziesz miał się czem posilić, gdy będziesz głodny!... Chcesz jeszcze? Więc jeszcze ci poślę jedną, jeszcze jedną, mój stary!
Zachwiał się na nogach; jakby wskutek zawrotu głowy i przysiadł na trawie. Gonił resztkami sił. Jednak podniecony nienawiścią zdobył się jeszcze na to, iż przyklęknął nad brzegiem studni i pochylając się ku ciemnościom, drżącym głosem zawołał:
— Nie pukaj odrazu, trupie, do bram piekła... Poczekaj... Twoja umiłowana połączy się z tobą za dwadzieścia minut... Tak jest, o godzinie czwartej... Wiesz dobrze, iż jestem bardzo punktualnym... A więc co do minuty, o godzinie czwartej nastąpi wasze rendez-vous. Ach, zapomniałem... Spadek, wiesz o tem, otóż ten spadek w sumie dwustu milionów znajdzie się w mojej kieszeni... Ależ tak... Niewątpliwie jesteś pewnym tego, że przedsięwziąłem wszelkie środki ostrożności?... Florentyna wyjaśni ci to za małą chwilę... Wszystko zostało dobrze obmyślone... Zobaczysz... przekonasz się...
Nie miał już siły mówić. Ostatnie sylaby brzmiały niezrozumiałym bełkotem. Pot mu wystąpił na
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/383
Ta strona została uwierzytelniona.
— 377 —