Sięgnął po marynarkę, zawieszoną na krzaku, włożył ją na siebie i sięgnął do jednej z kieszeni. Wszak włożył tam przed chwilą portfel skórzany zawierający jego papiery!
— Cóż u djabła! — wykrzyknął. — Wszak mi się zdaje...
Przeszukał gorączkowo wszystkie z kolei kieszenie. Portfel gdzieś zniknął... I rzecz zdumiewająca, nie znalazł w kieszeniach żadnego z posiadanych przedmiotów, ani papierośnicy, ani pudełka z zapałkami, ani notesu...
Był stropiony tem wszystkiem. Twarz skrzywiła mu się dziwnym grymasem. Zaczął bełkotać słowa niezrozumiałe, podczas gdy najstraszliwsza z myśli zapanowała nad jego umysłem i przedstawiła mu się natychmiast w formie jaknajpewniejszej prawdy. Oto ktoś musiał się znajdować w obrębie starego zamku, wówczas gdy on załatwiał swój obrachunek z Arseniuszem Lupinem i Florentyną!
Stanowczo ktoś był tutaj! I ten ktoś ukrywał się teraz w pobliżu ruin lub może nawet w samych ruinach! I ten ktoś go widział! I ten ktoś był świadkiem stracenia Arseniusza Lupina i śmierci Florentyny Levasseur! I ten ktoś, korzystając z jego nieuwagi i z ust jego słysząc o istnieniu kompromitujących go papierów, opróżnił kieszenie marynarki!...
Twarz jego miała wyraz człowieka przywykłego do czynów, bojących się światła dziennego, człowieka, który odrazu zoryentował się, że czyjeś oczy przyglądały się jego zbrodniczej akcyi i że te oczy teraz nawet śledzą jego ruchy, choć same są niedostrzeżone. Skąd płynie to spojrzenie, niepokojące go tak, jak światło dzienne niepokoi ptaka nocy? Byłyż to oczy intruza, który znalazł się na tem miejscu przypadkowo, czy też oczy wroga, który zawziął się, aby go zgubić? Byłże to sojusznik Arseniusza Lupina, przyjaciel Florentyny lub może funkcyonaryusz policyi? I czy ten niespodziewany przeciwnik zadowoli się skradzionym łupem, czy — przeciwnie — przygotowuje się do decydującego ataku?...
Kaleka nie śmiał kroku uczynić naprzód. Stał tak, wystawiony na atak, na odkrytym terenie,
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/391
Ta strona została uwierzytelniona.
— 385 —