Florentyna nie zaraz odpowiedziała na te zarzuty. Zdawało się, iż pragnie odroczyć moment wypowiedzenia słów, które cisnęły się jej na usta. Jej wychudła wskutek przejść tragicznych twarzyczka miała jednak teraz słodszy wyraz niż zazwyczaj.
— Nie — odrzekła — nie tylko nienawiścią można tłómaczyć sobie taki sposób postępowania.
Don Luis był zdumiony. Nie dobrze rozumiał sens tej odpowiedzi, ale zmieszał i poruszył go do głębi ton, jakim Florentyna te stowa powiedziała. Także w oczach Florentyny nie widział już tego wyrazu pogardy, lecz dostrzegał w nich wdzięczne ogniki uśmiechu. Po raz to pierwszy Florentyna zdobyła się wobec niego na uśmiech.
— Mów, mów, błagam panią! — nalegał.
— Chciałam przez to powiedzieć, że są także inne uczucia, które usprawiedliwiać mogą mój chłód w stosunku do pańskiej osoby, nieufność, obawę. Nie zawsze ucieka się ze strachem przed człowiekiem pogardzanym i jeżeli się ucieka, to bardzo często tak się dzieje dlatego, że obawia się samej siebie, że samej sobie się nie ufa, że się chce w ten sposób zwalczyć swój własny bunt, że się wstydzi i pragnie się stawić opór i że chce się o czemś zapomnieć, i że się zdobyć na to nie może...
Umilkła, a widząc że don Luis drżąc wyciąga do niej ręce, że spojrzeniem, giestem, całą swą postacią błaga ją o słowo i jeszcze o słowo, skinęła głową, dając w ten niemy sposób do zrozumienia, że nie potrzebuje nic więcej powiedzieć, aby dać mu możność zupełnego zgłębienia tajemnicy jej duszy i wykrycia ukrywanego dotychczas sekretu miłości.
Don Luis zachwiał się na nogach. Był wprost pijany, prawie cierpiący z niespodziewanego szczęścia. Po strasznych chwilach, jakie przeżył na tle dekoracyi Starego Zamku, zdawało mu się, iż szaleństwem byłoby wierzyć, że zstąpić nań może w ramach tego skromnego hotelowego pokoiku i to tak nagle cały bezmiar rozkoszy. Chciałby mieć dokoła siebie przestrzeń, góry, światło księżyca, przepych zachodzącego słońca, całe piękno
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/404
Ta strona została uwierzytelniona.
— 398 —