— Jest pan tego pewien?
— Tak, panie prezydencie. Jestem pewien tego, jak również wielu innych rzeczy, gdyż posiadam już w rękach dowody.
I zaraz bez żadnych wstępów dodał:
— Panie prezydencie, mając tego człowieka w swych rękach, łatwo teraz będzie władzom sprawiedliwości poznać jego życie przeszłe w najdrobniejszych szczegółach. Ale już teraz można przedstawić sobie ten monstrualny żywot, korzystając tylko z części zbrodniczych występków, a pozostawiając na boku trzy zbrodnie, nie mające żadnego związku ze sprawą Morningtona.
Pochodzący z Alençoc, wychowany za staraniem Langernaulta Jan Vernocq zawarł znajomość z małżonkami Dedessuslamare, okradł ich z pieniędzy i zanim zdążyli wytoczyć skargę nieznanemu im jeszcze grabieżcy, sprowadził ich do wioski Formingny, gdzie zrozpaczeni, nie wiedzący co począć ze sobą, odebrali sobie życie przez powieszenie.
Stodoła ta znajdowała się w majątku noszączym nazwę Stary Zamek, należący do pana Langernaulta opiekuna Jana Vernocq. Pan Langernault był wówczas chory. Gdy rozpoczęła się jego rekonwalescencya, czyszcząc pewnego razu strzelbę, otrzymał postrzał w brzuch. Strzelbę tę ktoś nabił bez jego wiedzy. Kto? Jan Vernocq, który zresztą nocy poprzedniej opróżnił kufry swego dobroczyńcy.
„W Paryżu, dokąd się udał był ze swym skromnym mająteczkiem, Jan Veronecq miał sposobność nabyć od pewnego huncwota papiery, stwierdzające prawo Florentyny Levasseur do całego dziedzictwa, po rodzinie Roussel i Wiktorze Sauverand, papiery skradzione kiedyś przez tegoż huncwota starej piastunce, która przywiozła Florentynę z Ameryki. Czyniąc poszukiwania Jan Veronecq zdobył najpierw fotografię Florentyny, a później odszukał i ją samą. Oddawał jej usługi udawał, że się dla niej poświęca i że gotów nawet ofiarować za nią życie. Wówczas nie wiedział jeszcze jakie korzyści osiągnie ze skradzionych papierów i ze stosunków z Florentyną, ale oto
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/408
Ta strona została uwierzytelniona.
— 402 —