Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
—   55   —

będzie zadowolony, jeśli uczynisz to bez zwłoki. Sprawa ta interesuje go w najwyższym stopniu.
— A jeżeli służba się zjawi? Jeżeli pani Fauville...
— Nikt tu nie wejdzie, dopóki my drzwi nie otworzymy, a uczynimy to dopiero, gdy przyjdzie prefekt policyi. On się zajmie zawiadomieniem pani Fauville, że jest już wdową i że niema syna. Zatem idź i spiesz się.
— Jeszcze słówko. Zapomnieliśmy o rzeczy, która może nam bardzo wiele pomódz.
— O czem?
— O szarym kajecie, znajdującym się w kufrze. Tam wszak pan Fauville opowiada o knutych przeciw niemu machinacyach.
— Do dyabła! Masz racyę — rzekł Perenna. — Tem więcej, że zapomniał on pomieszać cyfry w zamku, klucz zaś razem z innymi pozostawił na stole.
Nie zwlekając dłużej, zbiegli szybko na dół.
— Proszę mnie to zostawić — rzekł brygadyer. — Lepiej będzie, jeżeli pan nie tknie się tego kufra.
Brygadyer odsunął zasuwę i drżąc ze wzruszenia, które w silniejszym jeszcze stopniu udzielało się Perennie, włożył klucz w zamek. Mieli wreszcie wejść w głąb tajemniczej historyi. Trup miał im wydać tajemnicę swych katów!
— Boże, jak ty się guzdrzesz! — strofował zniecierpliwiony don Luis.
Mazeroux zagłębił obie ręce w stosach papierów, wypełniających kufer.
— Dajże mi go, Mazeroux.
— Co?
— Szary kajet.
— To niemożliwe, szefie.
— Dlaczego?
— Bo kajet zniknął!...
Don Luis zaklął. Kajet włożony przez inżyniera wobec nich do kufra, zniknął!...
Mazeroux potrząsnął głową.
— Niechże to pioruny! A zatem oni wiedzieli o istnieniu tego kajetu?...
— Wiedzieli o istnieniu jeszcze innych rzeczy. Nie znajdujemy się jeszcze u końca walki z tymi