myśląc wcale o tem, że złoczyńcy mogą wtargnąć do ogrodu wówczas, gdy oni są odwróceni do nich plecami. Tak się też napewno stało w czasie ich wtargnięcia i w momencie ucieczki.
Brygadyer Mazeroux był wszystkiem jakby ogłuszony. Śmiałość zbrodniarzy, ich zręczność, ścisłość w wykonywaniu zbrodni, detonowały go.
— Oni są dyabełnie sprytni! — powiedział.
— Dyabelnie! — powtórzył don Luis — i przewiduję, że będziemy mieli ciężką z nimi waikę.
Naraz dwonek telefonu przerwał tę rozmowę. Don Luis pozostawił brygadyera na rozmowie telefonicznej z prefektem, sam zaś, wziąwszy klucze, badał funkcyonowanie zasuwy i zamku we drzwiach, poczem udał się do ogrodu w nadziei, że znajdzie tam jakieś ślady, które ułatwią dalsze poszukiwania.
Tak, jak dnia poprzedniego, spostrzegł chodzących poza kratami agentów policyi, spacerujących od latarni do latarni. Agenci ci nie widzieli go wcale. Zresztą to, co się mogło dziać wewnątrz domu, zdawało się im być zupełnie obojętne.
— Jest to mój wielki błąd — mruknął pod nosem Perenna. — Nie powierza się ludziom misyi, o znaczeniu której nie są poinformowani.
Poszukiwania, czynione przez Perennę, doprowadziły do odnalezienia na trawniku śladu stóp zbyt niewyraźnych, ażeby można było odtworzyć kształt obuwia, dość jednak wyraźnych, aby utrwalić hypotezę, postawioną przez Perennę, że zbrodniarze przeprawili się tą drogą.
Nagle Perenna uczynił żywy ruch. Na skraju alei, między liśćmi małego krzaka rododendronów, zauważył coś czerwonego, co go zastanowiło. Pochylił się nad krzakiem, aby rzecz zbadać. Było to jabłko, czwarte jabłko, na którego brak w kompotierce zwrócił był brygadyerowi uwagę.
— Tak jest — rzekł do siebie. — Hipolit Fauville nie jadł tego jabłka. Jabłko to zabrał jeden z nich... Ot, fantazya... nagły apetyt... Wypadło mu ono z rąk i nie chciał lub nie miał czasu go poszukać.
Podniósł leżący na ziemi owoc i począł mu się przyglądać.
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
— 57 —