Doskonale, nie pozostaje mi zatem nic innego, jak towarzyszyć panu do więzienia... albo...
— Albo?...
— Albo oddać w pańskie ręce winnego, prawdziwie winnego!
Prefekt policyi uśmiechnął się ironicznie i wyjął z kieszeni zegarek.
— Czekam! — oświadczył.
— Sprawa ta zabierze nam małą godzinę czasu, panie prefekcie — rzekł Perenna — nie więcej, jeżeli zostawi mi pan zupełną swobodę. A wykrycie prawdy, jak mi się zdaje, jest warte szczypty cierpliwości.
— Czekam! — powtórzył prefekt.
— Brygadyerze Mazeroux, bądź łaskaw powiedzieć służącemu Sylwestrowi, że pan prefekt pragnie go widzieć.
Na znak, dany przez prefekta, Mazeroux wyszedł, a tymczasem don Luis mówił:
— Panie prefekcie, jeżeli znalezienie turkusa stanowi w pańskich oczach dowód nadzwyczaj poważny, to dla mnie jest on rewelacyą najwyższej wagi. Oto dlaczego. Turkus ten musiał mi wypaść z pierścionka wczoraj wieczór i upaść na chodnik. Otóż cztery tylko osoby mogły zauważyć ten wypadek, podnieść turkus i w celu skompromitowania nowego nieprzyjaciela, którym ja byłem, wrzucić go do kufra. Pierwszą z tych osób jest pański agent, brygadyer Mazeroux... Nie mówmy o nim. Druga osoba już nie żyje. Jest nią Fauville. I o nim nie mówmy. Trzecia osoba, to Sylwester. Chciałbym mu zadać kilka pytań. To będzie trwało krótko.
Rozmowa ze Sylwestrem istotnie trwała krótko. Służący ten mógł udowodnić, że przed przybyciem pani Fauville, której musiał otworzyć bramę, nie opuszczał kuchni, gdzie grał w karty z pokojówką i z drugim służącym.
— Dobrze — rzekł Perenna, wysłuchawszy zeznań Sylwestra. — Jeszcze słówko! Czytaliście pewnie w dzisiejszych dziennikach porannych wiadomość o śmierci inspektora Verota i widzieliście jego podobiznę?
— Widziałem.
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 72 —