— Czy znacie inspektora Verota?
— Nie.
— A jednak jest prawdopodobne, że był on tu w ciągu dnia wczorajszego?
— Nie wiem nic o jego bytności — odparł służący. — Pan Fauville przyjmował wiele osób, wchodzących przez ogród i wpuszczał je osobiście.
— Czy nie macie nic więcej do zeznania?
— Nic.
— To bądźcie łaskawi zawiadomić panią Fauville, że pan prefekt czułby się bardzo szczęśliwym, gdyby mógł z nią chwilkę pomówić.
Gdy Sylwester wyszedł, sędzia śledczy i prokurator w najwyższem zdumieniu zbliżyli się do prefekta, który z gniewem wykrzyknął:
— Panie, cóż to znaczy?! Chyba nie zechcesz pan utrzymywać, że pani Fauville miała z tem coś wspólnego?...
— Panie prefekcie, pani Fauville jest czwartą z rzędu osobą, która mogła zauważyć leżący na chodniku turkus.
— Więc cóż? Czyż mamy prawo, bez istotnego dowodu, przypuszczać, że żona mogła zamordować swojego męża, że matka mogła pozbawić życia swego syna?
— Ja niczego nie przypuszczam, panie prefekcie.
— A więc?...
Don Luis nie dał żadnej odpowiedzi, pan Desmalions zaś, który nie ukrywał swego poirytowania, ozwał się jednak po chwili:
— Dobrze więc, niechaj tak będzie, jak pan sobie życzy, ale daję panu rozkaz, abyś zachował zupełne milczenie. Jakie pytania mam zadać pani Fauville?
— Jedno tylko, panie prefekcie: czy pani Fauville zna poza swym mężem jakiego spadkobiercę sióstr Roussel?
— Dlaczego mam o to zapytać?
— Dlatego, że jeżeli ów spadkobierca istnieje, to nie ja jestem spadkobiercą milionów, lecz on i on znów w takim razie, lecz nie ja, byłbym zainteresowany w zgładzeniu Fauville’a i jego syna.
— Oczywiście! Oczywiście! — mamrotał prefekt. — I trzebaż jeszcze tej nowej poszlaki!...
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —