Wiadomość o ohydnej seryi zbrodni wywołała oczywiście we Francyi, w Europie i w całym zresztą świecie nadzwyczajną emocyę. I nic dziwnego, nagle bowiem — gdyż w dwa dni później sprawa testamentu Morningtona została opublikowana — a zatem nagie dowiedziano się o popełnieniu czterech morderstw. Jedna i ta sama osoba z wszelką pewnością zgładziła Kosmę Morningtona, inspektora Verota, inżyniera Fauville’a i jego syna Edmunda. Jedna i ta sama osoba pozostawiła identyczne ślady zębów, dostarczając przeciw sobie, wskutek jakiegoś dziwnego zaniedbania, które zdawało się być odwetem przeznaczenia, dowód najbardziej przekonywujący i najoczywistszy, dowód, dający publiczności jakgdyby przeczucie straszliwej prawdy, dowód w postaci podobizny własnych zębów — zębów tygrysa.
I oto w trakcie tego zamętu, w najtragiczniejszym momencie ponurej tragedyi, wyłoniła się z cienia zdumiewająca postać. Oto ktoś w rodzaju heroicznego awanturnika, zadziwiający inteligencyą i jasnowidztwem, rozwikłał w ciągu kilku godzin część nici omotanych intrygą, przeczuł, iż na osobie Morningtona popełniono mord; zapowiedział zgładzenie inspektora Verota; wziął w swoje ręce prowadzenie śledztwa; oddał w ręce sprawiedliwości monstrualną kreaturę, której piękne, białe ząbki tak pasowały do pozostawionych na miejscu zbrodni nacięć, jak drogocenne kamienie do swej oprawy; wziął na drugi dzień po