— Czy zgodziłby się pan zażądać od autora satysfakcji w mojem imieniu?
— Jak to, pojedynek?
— Trzeba, panie majorze. Znudziły mi się te ciągle napaści. Muszę im buzię zamknąć. Ten zapłaci za wszystkich...
Major d‘Astrignac zgodził się być sekundantem Perenny.
Dyrektor dziennika „Echo de France“ oświadczył, że chociaż powyższy artykuł został nadesłany bez podpisu i pisany na maszynie, wydrukowany został bez jego wiedzy, przyjmuje jednakże za niego pełną odpowiedzialność.
Tegoż samego dnia o trzeciej po południu don Luis Perenna w towarzystwie majora d‘Astrignac, drugiego oficera i doktora opuszczał samochodem pałacyk swój przy placu Palais-Bourbon.
Tuż za nimi dorożką samochodową jechali tajni agenci, mający strzec Perennę. I wszyscy razem przybyli do Parc des Princes, gdzie się miał odbyć pojedynek.
Czekając na przeciwnika, hr. d‘Astrignac rzekł Perennie na uboczu:
— Mój kochany, nie pytam się ciebie o nic. Ale powiedz, wiele jest prawdy w tem co o tobie piszą! Jakie jest twoje prawdziwe nazwisko? Nic mię to nie obchodzi. Dla mnie jesteś legjonistą Perenną i przeszłość twoja rozpoczyna się w Maroku. To mi wystarcza. Co do przyszłości, to pewien jestem, że cokolwiek by się stało i jakiekolwiek miałbyś pokusy, potrafisz je opanować i celem twoim pozostanie wyłącznie pomszczenie śmierci Morningtona i opieka nad jego spadkobiercami. Jedna mię tylko rzecz niepokoi...
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/101
Ta strona została przepisana.