— Co takiego, panie majorze?
— Daj mi słowo, że nie zabijesz dziś tego człowieka.
— Słowo, panie majorze.
Przeciwnicy stanęli w umówionej odległości. Po drugim strzale dyrektor „Echo de France“ runął, trafiony w pierś.
— To niedobrze, Perenno. Obiecałeś mi przecie... — mruknął d‘Astrignac.
— Słowa dotrzymałem, panie majorze.
Przez ten czas doktorzy badali rannego.
— Nic mu nie będzie — rzekł jeden z nich po chwili.
— Trzy tygodnie wypoczynku i będzie zdrów. Ale gdyby kula była poszła o centymetr wyżej, byłoby z nim źle.
— Tak — szepnął Perenna — lecz właśnie tego centymetra brakuje...
I znów w asystencji agentów policji powracał don Luis do siebie, kiedy drobny na pozór wypadek zadziwił go mocno, rzucając nieoczekiwane światło na zajście z artykułem w „Echo de France“.
Na dziedzińcu swego pałacu ujrzał Perenna dwoje szczeniąt, bawiących się kłębkiem czerwonego szpagatu. Kłębek toczył się w różne strony, rozwijając się coraz bardziej, aż się ukazał zwitek papieru na który był nakręcony sznurek.>Don Luis, przechodząc, spojrzał na ów papier i widząc, że to jakiś list czy bruljon, podniósł go machinalnie i rozprostował.
Rzuciwszy okiem na pierwsze słowa, drgnął, rozpoznając początek artykułu umieszczonego w „Echo de France“. Był to ten sam artykuł w całości, ręcznie pisany na kratkowanym papierze, pełen poprawek i przekreślań.
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/102
Ta strona została przepisana.