Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/123

Ta strona została przepisana.

— Zanim szofer puścił w ruch motor, tamci już byli daleko.
— Czy to był prywatny samochód?
— Nie... taxometr.
— No, to go odnajdziemy. Szofer sam się zgłosi, jak się z gazet dowie...
Weber wzruszył ramionami powątpiewająco i rzekł:
— O ile się nie okaże, że ów szofer jest też wspólnikiem. A nawet, gdyby tak nie było, Sauverand napewno potrafił zmylić pogoń. Będziemy mieli jeszcze ciężki orzech do zgryzienia, panie prefekcie.
— Tak — szepnął don Luis, który był obecny przy całej rozmowie i został na chwilę sam z sierżantem Mazeroux — łatwo wam z tem nie pójdzie, szczególnie jeśli pozwolicie swoim więźniom tak umykać. A nie mówiłem ci, Aleksandrze, że sami sobie rady nie dacie1? Ale swoją drogą, co to za bandyta! I on nie jest sam... Zaręczam ci, że ma wspólników... i to nie dalej, jak w moim domu!
Rozpytawszy się Mazeroux o cały przebieg aresztowania i ucieczki Gastona Sauverand, don Luis wrócił do domu.
Badania, które zamierzał przeprowadzić, tyczyły się wydarzeń niezwykłych i choć rola Gastona Sauverand w sprawie sukcesji Morningtona zasługiwała na całą jego uwagę, może więcej jeszcze intrygowało go zachowanie się panny Levasseur.
Perenna nie mógł zapomnieć tego okrzyku zgrozy, który się jej wyrwał na wieść o niedoszłym zamachu samobójczym pani Fauville w czasie telefonicznej rozmowy z Mazeroux.
Don Luis wszedł wprost do swego gabinetu