Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/175

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję bardzo, panie burmistrzu — odrzekł Perenna, któremu otrzymane wskazówki wystarczyły najzupełniej.
Samochód czekał w pogotowiu. W kilka minut później pędzili w stronę Alençon.
— Dokąd jedziemy szefie — zapytał Mazeroux.
— Na dworzec. Mam bowiem wszystke dane, że: 1) Gaston Sauverand został powiadomiony dziś rano o rewelacjach, zrobionych tej nocy przez panią Fauville; 2) że przybył do Formigny i kręcił się w okolicy majętności p. Langermault. W jakim celu tam był i kto go mianowicie poinformował o owych rewelacjach dowiemy się z czasem. Tymczasem zaś przypuszczam, że przyjechał tu pociągiem i również pociągiem wraca do Paryża.
Przypuszczenia Perenny sprawdziły się. Na dworcu powiedziano mu, że jacyś państwo przybyli z Paryża o godzinie drugiej, że najęli dorożkę w pobliskim hotelu i po załatwieniu swoich interesów odjechali do Paryża ekspresem o 7-mej 40. Opis danych osób zgadzał się najzupełniej z powierzchownością Gastona Sauverand i Florencji.
— W drogę! — zawołał Perenna, sprawdziwszy rozkłady jazdy. — Spóźniliśmy się wprawdzie godzinę, lecz może zdążymy przed tymi bandytami do Mans.
— Zdążymy, szefie, napewno, i capniemy tego jegomościa wraz z jego damą!... bo jest ich dwoje nieprawdaż?
— Tak, jest ich dwoje. Tylko...
— Tylko, co
Don Luis nie odpowiedział zrazu. Dopiero, kiedy siedli do auta i ruszyli, odparł nareszcie:
— Tylko... mój drogi, zostawisz tę damę w spokoju.