— Nie, trzeba przedewszystkiem uwolnić Marję Annę Fauville od prześladującej ją myśli samobójczej, t. j. powiadomić ją, że prawdziwi winowajcy są nareszcie odkryci. W tym celu udamy się wprost do p. Demaliona...
— P. Demalion jest nieobecny i wróci dopiero popołudniu.
— W takim razie jedziemy do sędziego śledczego.
— Sędzia będzie w Pałacu Sprawiedliwości dopiero o dwunastej teraz zaś mamy jedenastą.
— Przekonamy się.
Mazeroux miał słuszność; w Pałacu Sprawiedliwości nie było nikogo.
Don Luis zjadł śniadanie w pobliskiej restauracji, Mazeroux zaś udał się do dyrekcji policji, poczem wrócił, żeby go zaprowadzić do gabinetu sędziów. Jego zdenerwowanie i silny niepokój zwróciły uwagę sierżanta.
— No, cóż zdecydowany pan zawsze? — zapytał?
— Więcej niż kiedykolwiek. Jedzące śniadanie, przerzuciłem dzienniki i jak się okazuje, pani Fauville, która po drugiej próbie samobójstwa przeniesiona została do infirmerji, starała się znów rozbić sobie głowę o ścianę pokoju. Włożono jej więc kaftan bezpieczeństwa. Ona zaś odmawiała pożywienia. Moim obowiązkiem jest ratować ją!
— W jaki sposób?
— Wydając prawdziwych winowajców. Uprzedzę sędziego śledczego i dziś wieczorem przywiozę wam Florencję Levasseur żywą lub umarłą.
— A Sauverand?...
— Sauveranda też. Chyba, że...
— Chyba, że co?
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/182
Ta strona została przepisana.