Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/185

Ta strona została przepisana.

Plac Palaas-Bourbon. Przeciw więc wszelki mim prawdopodobieństwu wróciła widocznie do domu.
Myśl ujrzenia jej podniecała jego gniew. Jadąc ulicą Królewską i przejeżdżając plac Concorde, powtarzał słowa groźby i zemsty, któreby pragnął jaknajprędzej wykonać. Obsypywał ją w myśli obelgami. Odczuwał żądzę zgnębienia tej podłej istoty.
Lecz przybywszy na plac Palais-Bourbom zatrzymał się na miejscu. Objąwszy plac wzrokiem, zauważył odrazu conajmniej pół tuzina różnych osobistości, których zachowanie i wygląd nie mogły ujść jego uwagi. Roznoznał w nich natychmiast tajnych agentów. Mazeroux zaś, ujrzawszy go zdaleka, zawrócił się na pięcie i ukrył w najbliższej bramie.
Don Luis zawołał sierżanta, który się wydawał ogromnie zdziwiony jego widokiem. Twarz jego wyrażała takie zmieszanie, że Perenna uczuł przejmujący go niepokój.
— Słuchaj, mam nadzieję, że to nie dla mnie twoi agenci tu spacerują!...
— Ale, cóż znowu, szefie! — odrzekł Mazeroux stropiony. — Pan jest przecież w łaskach!...
Don Luis drgnął, zrozumiał bowiem, że go Mazeroux zdradził. I rzeczywiście, sierżant trochę przez skrupulatność, trochę zaś, żeby uwolnić szefa od owej fatalnej miłości, wydał Florencję Levasseur.
Perenna musiał, użyć całego wysiłku woli, żeby opanować ogarniającą go wściekłość. Pojął nagle wszystkie błędy, popełnione wskutek szału zazdrości, miotającego nim od wczoraj. Przeczuwać też zaczął złowrogie skutki, które z tego wynikną. A co najgorsze, kierownictwo wydarzeń wymykało mu się z rąk.