Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/201

Ta strona została przepisana.

„Z drugiej strony, w dniu zbrodni powiadomiłem Florencję, że wyjeżdżam na parę tygodni. Rozmyśliłem się jednak i pozostałem w Paryżu, nie dając jej o tem znać. Przekonana o moim wyjeździe i nie wiedząc gdzie mnie szukać, me mogła uprzedzić mnie o zbrodni i aresztowaniu Marji-Anny, ani też o poszukiwaniach, skierowanych przeciw „człowiekowi o hebanowej lasce“.
— Nie zaprzeczy pan chyba, że „człowiek o hebanowej lasce“, ten, który w kawiarni Pont-Neuf wykradł inspektorowi Verotowi list...
— Ależ ja nie jestem tym człowiekiem — przerwał mu Sauverand.
— W tem wszystkiem jest jakaś niewytłumaczona pomyłka, gdyż moja noga nigdy nie postała w kawiarni Pont-Neuf. Mogę to panu przysiądź!
„Jak to panu już mówiłem, nie wiedziałem o niczem. Grom był nieoczekiwany! I dlatego też cios ten wywołał we mnie nieoczekiwaną reakcję, stan ducha krańcowo przeciwny mojej naturze i usposobieniu, rozbudzając we mnie nagle najdziksze i najprymitywniejsze instynkty. Na myśl, że Mąrja-Anna została aresztowaną, że była oskarżona o podwójne morderstwo, wpadłem w szał. W pierwszej chwili jednak zdołałem zapanować nad sobą, co pozwoliło odegrać komedję przed prefektem policji. Następnie obalając po drodze wszelkie przeszkody, uwolniwszy się od inspektora Aucenisa i sierżanta Mazeroux, wyskoczyłem przez okno z jedną myślą przewodnia: uciec! Uciec, żeby zachować wolność i móc podążyć na ratunek Marji-Annie Fauville. Zabiłem inspektora Aucenis — ale byłbym zabił bez wahania dziesięciu i dwudziestu ludzi. Życie ludzkie nie przedstawiało dla mnie