doszedłem do przekonania, że spisek uknuty przeciwko mnie był tak zręcznie obmyślony, że proste powodzenie prawdy nie wystarczyłoby dla przekonania władz sadowych. Nie uwierzonoby mi. Ja nie mógłbym przedstawić dowody! Żadnych...
Wówczas, gdy przeciwnie, obciążające nas dowody były tego rodzaju, że im nie było co przeciwstawić. Czyż odcisk zębów Marji Anny nie świadczył niezbicie o jej winie? Z drugiej zaś strony moje milczenie, ucieczka, zabójstwo inspektora Aucenisa, czyż nie były to też zbrodnie? Nie, dla ratowania Marji-Anny musiałem być wolnym.
— Lecz ona mogła mówić.
— Mówić o naszej miłości? Przedewszystkiem wstrzymywała ją zwykła wstydliwość niewieścia, a potem, do czegoby się to było przydało? Byłaby to jeszcze dodało mocy czynionym zarzutom.
I stało się to właśnie z chwilą, kiedy listy Hipolita Fauville, ukazując się jeden po drugim, wyjawiły władzom sadowym nieznany dotąd powód przypisywanych nam zbrodni: była nim nasza miłość.
— A jak pan sobie tłumaczy te listy?
— Nie mogę ich sobie wytłumaczyć. Nie podejrzewaliśmy wcale zazdrości Fauvilla. Krył się z nią widocznie. Lecz z drugiej strony, dlaczego nam nie dowierzał? Skąd to chorobliwe urojenie? Jest to dla mnie tajemnicą...
— A ślad zębów; ten ślad pozostawiony niezawodnie przez panią Fauville?
— Nie wiem. Wszystko to jest dla mnie niezrozumiałe.
— Czy nie wie pan też, co ona robiła owego wieczoru po wyjściu z Opery, między dwunastą, a drugą w nocy?
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/208
Ta strona została przepisana.