Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/241

Ta strona została przepisana.

Mazeroux szepnął z powątpieniem:
— Niedawno jeszcze... Ubiegło jeszcze kilka minut. P. Demalion usiadł. Inni też pozajmowali miejsca w milczeniu.
Nagle rzucili się wszyscy tym samym ruchem i z tym samym zdumionym wyrazem twarzy.
Rozległ się głos dzwonka.
Naturalnie zorjentowano się zaraz, że był to poprostu dzwonek telefonu.
Fakt ten jednakże zadziwił wszystkich obecnych, gdyż nikomu na myśl nie przyszło, że telefon mógł jeszcze działać w willi inżyniera Fauville.
Prefekt zbliżył się do aparatu, kiedy dzwonek odezwał się znowu.
— Może jakaś ważna wiadomość z prefektury?...
Zadzwoniono po raz trzeci.
Prefekt ujął słuchawkę.
— Hallo!... kto mówi?
Odpowiedział głos jakiś z oddali, tak przytłumiony i słaby, że zrozumieć można było zaledwie oderwane sylaby.
— Proszę mówić głośniej! Co takiego? Kto mówi?...
Jeszcze jakieś bełkotanie... Potem parę słów wyraźniejszych, które wywarły na prefekcie widoczne wrażenie...
— Hallo! — zawołał. — Nie rozumiem... proszę powtórzyć!... Kto przy telefonie?
— Dom Luis Perenma — brzmiała nieco wyraźniejsza odpowiedź.
— Jakto?... Don Luis... Perenna?...
P. Demalion chciał już powiesić słuchawkę i mruknął z niechęcią: