walnych, na których pisze się nazwisko i cel wizyty.
P. Demalion rzucił się ku wchodzącemu.
Chwytając kartę, zawahał się. Blady był bardzo i widocznie wzruszony. Po chwili nagle zdecydował się:
— Ach! — wykrzyknął z najwyższem zdumieniem.
Spojrzał na don Luisa, zastanowił się, poczem wziął list z tacy i zapytał woźnego:
— Czy ta osoba jest tu?
— W przedpokoju, panie prefekcie.
— Jak zadzwonię, proszę ją wprowadzić.
Woźny wyszedł.
Pan Demalion stał przed swojem biurkiem bez ruchu. Po raz wtóry don Luis spotkał jego wejrzenie i zaczął go dziwny ogarniać niepokój.
Prefekt zdecydowanym gestem otworzył kopertę, trzymaną w ręku i zaczął czytać list.
Wszyscy obecni z żywem zainteresowaniem śledzili każdy jego ruch, każdy wyraz twarzy. Czyżby przepowiednie Perenny miały się sprawdzić! Czy to piąty sukcesor upomina się o swoje prawa!
Przeczytawszy pierwszych parę wierszy p. Demalion podniósł głowę i zwracając się ku Perenmie, szepnął:
— Miał pan rację, jest to rzeczywiście reklamacja.
— W czyjem imieniu, panie prefekcie! — zapytał mimowoli don Luis.
P. Demalion nie odpowiedział. Skończył list, poczem rozpoczął go na nowo powoli, jakgdyby ważąc każde słowo. Nareszcie przeczytał głośno:
„Panie Prefekcie!
„Trafem dowiedziałem się o istnieniu niezna-
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/299
Ta strona została przepisana.