Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/319

Ta strona została przepisana.

A na tej drodze widniał wyraźnie żółty samochód!...
Radość don Luisa była niezmierna, chociaż; pozbawiona najmniejszej nawet domieszki zdziwienia. Pewny był od początku, że go rachuby nie zawiodą.
Davanne odwrócił się pytając:
— Jesteśmy u celu, nieprawdaż!
— Tak, niech pan zlatuje ku nim.
Samolot rzucił się w próżnię i dogonił po chwili auto..
Wówczas Davanne zwolnił szybkości i trzymając się na wysokości dwustu metrów, leciał za samochodem.
Z tej odległości mogli dostrzec dokładnie wszystkie szczegóły. Szofer siedział po lewej stronie i miał czapkę szarą z czarnym daszkiem. Samochód należał rzeczywiście do „Compagme des Cometes“. Był to więc niewątpliwie ten, który ścigali. Za chwilę więc ujrzą Florencję i jej uwodzi ciela.
— Nareszcie trzymam ich! — pomyślał don Luis.
Lecieli dość długo, utrzymując tę samą odległość.
Davanne czekał sygnału, don Luis zaś nie spieszył się zbytnio z daniem takowego, gdyż upajało go wprost poczucie swej mocy i władzy. Czuł się orłem, krążącym pod obłokami, któremu szpony drżą z rozkoszy na myśl pochwycenia bliskiej oflary.
Podniósł się z siedzenia i dał potrzebne wskazówki lotnikowi.
— Proszę się do nich zbytnio me przybliżać dodał, — gdyż mogliby łatwo kulą samolot uszkodzić.