Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/332

Ta strona została przepisana.

Wówczas dopiero zaczął badać inne szczegóły.
Na prawo i na lewo od niego, zasłona z wawrzyńców zagłębiała filię, obejmując jakby rodzaj areny, gdzie pomiędzy strzyżonymi cisami leżały kapitele, kolumny, części arkad i sklepień, ustawione tu kiedyś widocznie dla ozdoby tego ogrodu o regularnych linjach, założonego na ruinach dawnego zamku.
Naprzeciwko, cały stos nagromadzonych kamieni oraz skał naturalnych, połączonych krętymi korzeniami drzew, tworzył w głębi obrazu jakby małą grotę, przez szczeliny której przebijało światło.
W grocie tej Florencja Levasseur leżała związana, jak prawdziwa ofiara, skazana na stracenie i przygotowana do jakiejś tajemniczej ceremonji, mającej się spełnić na ołtarzu groty, w amfiteatrze tego starego ogrodu, zamkniętego obręczą olbrzymich laurów, nad którymi, górowały szczątki starożytnych ruin.
Pomimo odległości, don Luis mógł rozróżnić wszystkie szczegóły jej bladej twarzy. Choć wyraz przerażenia wyraźnie się na niej malował, zachowała jednakże jakby zwykłą pogodę, przez którą przebijała nadzieja i wyczekiwanie. Widocznie Florencja nie wyrzekła się jeszcze życia i wierzyła do ostatniej chwili w możliwość cudu. Jednakże choć ust nie miała zakrytych, nie wołała o pomoc, rozumiejąc, że krzyk jej pozostałby bezskutecznym. Wzrok jej był tylko ciągle utkwiony w miejsce, gdzie się don Luis znajdował, jak gdyby przeczuciem wiedziona, odgadywała jego obecność.
Nagle don Luis pochwycił jeden ze swych rewolwerów i podniósł ramię, gotów do strzału. W po-