Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/342

Ta strona została przepisana.

prezentuje dla mnie dwieście miljonów, ani też ratunku, gdyż nikt na świecie nie zna naszej kryjówki, a Lupin już nie żyje. W tych więc warunkach, wybieraj Florencjo. Rozwiązanie dramatu tobie pozostawiam: albo śmierć pewna, i nieunikniona, albo... moja miłość. Tak, czy nie? Jednem skinieniem głowy zdecydujesz o swym losie. Jeśli zaś tak, uwolnię cię i wyjedziemy razem. Później zaś, kiedy twoja niewinność zostanie udowodniona, (co zresztą biorę na siebie), zostaniesz moją żoną. I cóż, czy tak, Florencjo?
Głos jego drżał głębokim niepokojem. Błagał i groził, czołgając się po ziemi. Lecz jego potworna natura tak go ciągnęła do zbrodni, że trudno było zgadnąć czy więcej pragnie jej zgody, czy też odmowy.
— Czy tak, Florencjo? Jedno najlżejsze skinienie głowy, a będę ci ślepo wierzyć, gdyż jesteś tą, która nie kłamie nigdy i słowo twoje święte jest. Czy tak, Florencjo? Odpowiedz-że mi!... Wahanie byłoby przecież szaleństwem. Twoje życie jest zależne od jednego drgnięcia mego gniewu... Patrz, papieros mój zgasł, rzucam go... Ostatnia chwila nadeszła Florencjo!... Tak, czy nie?...
Pochylił się nad nią i biorąc ją za ramiona potrząsnął zlekka, jakby chcąc ją zmusić do dania odpowiedzi, lecz nagle jakby porwany szałem wścieklizny, podniósł się, krzycząc:
— Ona płacze! Ona śmie płakać! Czyż ty nie rozumiesz, nieszczęsna, że ja wiem dlaczego płaczesz? Znam oddawna twoją tajemnicę i wiem, że łzy twoje nie ze strachu pochodzą. Bać się? Ty?... Ależ ty się niczego nie boisz! Nie, inna jest twoich łez przyczyna, czy chcesz, żebym ci ją po-