Skierował się na lewo. Pomiędzy wawrzynami, a bocznemi skałami groty, znajdowała się ścieżka, wyłożona cegłą, którą wróg mógł się przedostać aż do krzaku, na którym wisiała poprzednio kurtka z portfelem, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Idąc ścieżką kaleka natrafił na gąszcz powikłanych krzewów, chcąc je obejść, okrążył wielki głaz, przylegający bokiem do groty.
Zrobiwszy kilka kroków, cofnął się nagle i zachwiał, jakby tracąc równowagę, podczas gdy kula upadła mu na ziemię, a rewolwer wyśliznął się z ręki.
Widok, który się jego oczu przedstawił, napoił go niewypowiedzianem przerażeniem. Jakaś postać męska stała o kilka kroków dalej, oparta plecami o głaz, trzymając ręce w kieszeni. Lecz to nie mógł być człowiek żywy, gdyż ten, którego widział przed sobą, był już pogrążony w głębokościach studni. Było to więc chyba widmo pozagrobowe.
Widmo Arsena Lupin!
Trzęsąc się jak w febrze, powiększonymi ze strachu oczyma, patrzył na to niepojęte zjawisko d przepojony cały wierzeniami szatańskiemi, nie mógł wzroku oderwać od tego widma, którego groza wzrastała z każdą chwilą.
Do człowieka można strzelić, można go zabić, lecz jakaż jest broń przeciw upiorom? Jak tu walczyć z istotą nierealną, a rozporządzającą przecież siłą nadprzyrodzoną1?
Ukrył twarz w dłoniach... Nie chciał więcej widzieć. Była li to zjawa czy przywidzenie, emanacja z tamtego świata, ozy też obraz, zrodzony z jego wyrzutów sumienia — nie był w stanie roz-
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/346
Ta strona została przepisana.