Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/347

Ta strona została przepisana.

różnić, lecz nie chciał więcej dręczyć się tym widokiem.
Po chwili usłyszał wyraźny odgłos zbliżających się kroków! Uczuł jakiś byt obcy wokoło siebie? I czyjaś ręka chwyciła jego ramię w żelazny uścisk. A uszu jego doleciały słowa, wymówione znanym mu głosem, głosem Arsena Lupin:
— No i cóż, panie kochany, czego się pan tak zmieszał! Przyznaję, że mój powrót jest trochę nieoczekiwany, a nawet niestosowny. Lecz niema się co znów tak bardzo przejmować! Widziano dziwniejsze rzeczy na świecie, jak np. zatrzymanie słońca przez Jozuego, albo trzęsienie ziemi w Lisbonie w r. 1755... Mędrzec powinien sprowadzać wypadki do ich rzeczywistej wartości, nie zaś sądzić o nich według wpływu, który wywierają na jego przeznaczenie.
Kaleka zdobył się nareszcie na odwagę i podniósł głowę do góry. Rzeczywistość przedstawiła mu się z taką dokładnością, że wszelkie wątpliwości musiały upaść: stał przed nim Aresene Lupin żywy i zdrów! ten sam Arsene Lupin, ktorego przed chwilą pochłonęły czeluście ziemi.
Jak się to mogło stać! nawet się nad tem nie zastanawiał, dość, że wróg jego żył.
Kierowany instynktem nienawiści przypadł nagle do ziemi i chwyciwszy rewolwer, strzelił.
Strzelił jednak daremnie, gdyż don Luis nogą wytrącił mu broń z ręki.
Zgrzytając zębami z wściekłości kaleka począł szukać czegoś po kieszeniach.
— Czy tego pan może pragnie! — zapytał don Luis, pokazując mu strzykawkę, napełnioną żółtawym płynem. — Wybaczy pan, lecz obawiałem