Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/353

Ta strona została przepisana.

deczniejszego spojrzenia pozostała taką, jak od pierwszego dnia, niedostępną, tajemniczą istotą, której tajników duszy nie zdołał nigdy przeniknąć. Dokąd dążyła? Czego pragnęła i co myślała? były to zagadnienia, nad rozwiązaniem których już się nawet nie silił.
„Otóż nie! — rzekł do siebie, siadając do samochodu — tak się nie rozstaniemy. Musimy się choć raz nareszcie rozmówić i czy chce czy nie chce, potrafię rozedrzeć zasłonę, za którą się tak szczelinie ukrywa“.
Droga nie trwała długo. Kiedy przybyli do Alençon, don Luis zapisał Florencję pod cudzem nazwiskiem i zainstalowawszy ją w hotelu, sam wyszedł na miasto. Po godzinie wrócił i zapukał do jej drzwi.
Lecz i tym razem nie odważył się przystąpić wprost do wyjaśnienia, jak był to sobie postanowił. Zaczął więc od zapytania:
— Może mi pani zechce powiedzieć, co łączyło panią z tym człowiekiem! chciałbym to bowiem wiedzieć, zanim go wydam władzom.
— Łączyła nas przyjaźń i współczucie, które miałam dla niego przez wzgląd na jego kalectwo. Dziś sama nie mogę zrozumieć, jak mogłam odczuwać współczucie dla takiego potwora. Lecz kiedy go poznałem przed kilku laty, przywiązałam się do niego, widząc jego chorobę, słabość i wszystkie objawy, zapowiadające bliski koniec. W początkach oddał mi kilka drobnych usług, i pomimo, że jego tajemnicze życie trochę mnie dziwiło J niepokoiło, potrafił z czasem zdobyć silny wpływ nade mną. Wierzyłam w jego przyjaźń i oddanie i kiedy wyniknęła sprawa Morningtona, to on zaczął kierować mną i Gastonem Sauverand, jak to teraz dopiero