Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/354

Ta strona została przepisana.

rozumiem. On też zmuszał mnie do kłamstw i komedji, tłumacząc, że to konieczne dla ratowania Marji-Anny Fauville. I on natchnął nas nieufnością do pana i nauczył taką tajemnicą okrywać wszelkie jego uczynki, że, kiedy Gaston Sauverand w swojej rozmowie z panem wyjawił panu wszystkie tajniki swej duszy, nie ośmielił się nawet wspomnieć o jego istnieniu. Jak ja mogłam być tak dalece zaślepiona1? nie mogę teraz zrozumieć! Lecz nie przyszło mi na myśl podejrzenie co do tego czołwieka, wiecznie chorego, spędzającego połowę życia w lecznicach i sanatorjach, który przebył niezliczoną ilość różnorodnych operacyj i który jeśli mi czasem mówił o swej miłości, nie mógł się przecież spodziewać...
Florencja przerwała, gdyż spotkawszy wzrok don Luissi zrozumiała, że on jej słów nie słyszy. Patrzył na nią, lecz tak był zaabsorbowany zagadnieniem jej uczuć względem siebie, że wszystko inne nie miało dla niego znaczenia.
Zbliżył się do niej i zapytał stłumionym głosem:
— Florencjo, wszak znasz moje uczucia dla ciebie, nieprawdaż?
Zarumieniła się, zaskoczona tem nieoczekiwanem pytaniem. Nie spuszczając jednak oczu, odrzekła szczerze:
— Tak, znam je.
— Lecz może nie znasz ich głębi i mocy? Może nie wiesz, że jesteś jedynym celem mego życia?
— I to wiem też, — odparła.
— Jeśli wiesz o tem, to muszę chyba wywnioskować, że to właśnie jest przyczyną twojej niechęci dla mnie. Od początku miałem dla ciebie wiele przyjaźni i starałem się bronić cię na każdym