w nam nigdy nie kochała! Miała dla niego wiele współczucia, jak dla kogoś, skazanego na bliski koniec i z litości też pozwalała mu wierzyć, że kiedyś w dalszej przyszłości zostanie jego żoną. Litość prawdziwie kobieca. Tem łatwiejsza do wytłumaczenia, że Florencja nie miała najmniejszego pojęcia o roli, którą grał ten człowiek. Wierząc w jego uczciwość i oddanie i oceniając jego niepowszednią inteligencję, radziła go się we wszystkiem i pozwalała sobą kierować w walce, podjętej w obronie Marji-Anny Fauville.
— Pewien jest pan tego?
— Najzupełniej, panie prezydencie, gdyż mam na to wszystko niezbite dowody.
I bez dalszych wstępów ciągnął dalej:
— Mając bandytę w ręku, łatwo będzie władzom sądowym zbadać wszystkie szczegóły jego życia. Ale już dziś możemy streścić tę potworną egzystencję w jej kryminalnym przebiegu w sposób następujący:
— Jan Vernocq, pochodzący z Alençon i wychowany dzięki staraniom p. Langernault, poznawszy małżeństwo Dedessuslamare, obdarł ich z pieniędzy i zanim zdołali wnieść skargę przeciw niewiadomemu złoczyńcy, zawiódł ich do pewnej stodoły koło Formigny, gdzie zrozpaczeni, powiesili się oboje.
„Stodoła owa znajdowała się w majętności jego opiekuna p. Langernault, zwanej Starym Zamkiem. P. Langernault był chwilowo chory. Zaledwo jednak wrócił do zdrowia, zabił się wypadkowo, czyszcząc własną strzelbę, dostawszy w brzuch cały nabój grubego śrutu. Kto był nabił strzelbę
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/359
Ta strona została przepisana.