Fauvilla. Tu zaś... Lecz nie potrzebuję panu chyba wyszczególniać wszystkich dowodów. Oddaję w pańskie ręce tę plikę aktów, które najlepiej udowodnią władzom sądowym, że wszystkie oskarżenia uczynione przedwczoraj przeze mnie, w obecności pan a prefekta policji, były ściśle prawdziwe...
— Lecz on? Gdzież jest on? Gdzie jest ten zbrodniarz? — wykrzyknął prezydent Valenglay.
— Na dole w automobilu...
— Czy uprzedził pan moich agentów? — zapytał p. Demalion z niepokojem.
— Tak, panie prefekcie. Zresztą jest on mocno związany. Niema obawy. Nie ucieknie.
— No, — rzekł p. Valenglay — widzę, że pan wszystko przewidział i sprawa wydaje mi się ostatecznie skończoną. Jedno tylko zagadnienie pozostaje dotąd niewyjaśnione i to zagadnienie, które najbardziej swego czasu roznamiętniało publiczność. Mam na myśli ślad zębów na jabłku, „zębów tygrysa*‘, jak je ogólnie zwano. Prefekt twierdzi, że pan nam i tę zagadkę objaśni?...
— Tak, panie prezydencie, muszę jednak zgóry uprzedzić, że zagadnienie jest o wiele mniej zawiłe, niżby się to zdawać mogło. Jest to rzeczywiście odcisk zębów pani Fauville, choć to nie ona ugryzła to jabłko.
— Jak to rozumieć?
— Zaraz to panom wytłumaczę. Kilka lat temu, w Palermo pani Fauville upadła tak nieszczęśliwie, że uderzywszy ustami o marmur stolika, nadwyrężyła sobie mocno kilka zębów, u górnej i dolnej szczęki. Żeby je wzmocnić na nowo, trzeba było zrobić złote tubki ściśle dopasowane do formy zębów, które pani Fauville zmuszona była nosić
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/365
Ta strona została przepisana.