Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/48

Ta strona została przepisana.

panowie, nie była tu prędzej szkodliwa. Może bowiem wzbudzić uwagę moich nieprzyjaciół; przeszkodzić mi w zebraniu dowodów, które mi są potrzebne dla zgnębienia ich.
— Czy może nam pan to bliżej wytłumaczyć?
— Nie, nie mogę. Jutro, dopiero jutro rano... Nie wcześniej.
— A jeśli będzie za późno?
— Zapóźno, jutro?
— Inspektor Verot uprzedzał sekretarza, że podwójne zabójstwo przygotowane jest nieodwołalnie na tę noc.
— Na tę noc! — wykrzyknął z irytacją Fauville.
— A ja wam mówię, że to niemożebne. Jestem tego pewien, gdyż wiadome mi są rzeczy, których wy nie wiecie.
— A jeśli Verot wiedział rzeczy, których pan nie wie? Może on lepiej zbadał tajemnice pańskich wrogów? Dowodem czego było to, że go się obawiano, szpiegowano, i że to wkońcu życiem przypłacił.
Fauville stracił trochę pewności siebie. Perenna skorzystał z tego, żeby na nim wymóc zezwolenie strzeżenia go w ciągu nocy.
— Kto mieszka z panem w tej wilii — zapytał don Luis.
— Pierwsze piętro zajmuje moja żona.
— Pani Fauville nie grozi jednak niebezpieczeństwo?
— Najmniejsze. Zagrożeni jesteśmy tylko mój syn i ja. To też od kilku dni nie nocuję w sypialni, lecz wolę tu się zamykać pod pozorem pracy, która mię zatrzymuje często do późnej nocy i w której dopomaga mi mój syn Edmund.
— Czy on też tu nocuje?