Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/86

Ta strona została przepisana.

P. Demalion tymczasem zbliżył się do niego i zwracając się pozornie do Mazeroux zapytał Perennę:
— Co pan o tem myśli?
Mazeroux potrząsnął głową. Don Luis odpowiedział:
— Znajduję, panie prefekcie, że jeśli ta kobieta jest winna, to się broni pomimo swej zręczności z niewiarogodną niezdarnością.
— To znaczy?
— Że prawdopodobnie musiała być tylko narzędziem w rękach jakiegoś wspólnika.
— Dlaczego!
— Niech pan sobie przypomni, panie prefekcie, okrzyk jej męża wczoraj w pańskim gabinecie: „Och, nędznicy... zbrodniarze!“ Musi więc być przynajmniej jeden wspólnik. Może to ten właśnie, który był równocześnie z inspektorem Verotem w kawiarni „du Pont~Neuf“, o czem Mazeroux musiał panu wspominać. Człowiek wysokiego wzrostu z ciemną brodą w klin i laską hebanową o rączce srebrnej.
— A więc, aresztując zaraz panią Fauville na podstawie zwykłych podejrzeń, będziemy mieli pewne szanse dostania w ręce jej wspólnika — rzekł prefekt.
Perenna nie odrzekł nic. Prefekt ciągnął dalej w zamyśleniu:
— Aresztując zaraz... łatwo to mówić! Trzebaby jednakże mieć jakiś dowód. Czy pan nie natrafił na żaden ślad!
— Nie, panie prefekcie. Wprawdzie moje poszukiwania były bardzo pobieżne...
— Lecz nasze były gruntowne. Cały ten pokój był szczelnie przeszukany.