Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

Popołudniu tego samego dnia sędzia Desmalions rzekł do Patrycyusza:
— Spójrz pan... otrzymałem dzisiaj list anonimowy takiej treści: „Panie, uprzedzam pana, że złoto wywędruje — jutro wieczorem z Francyi na obczyznę... Należy czuwać”. Podpisane: „Przyjaciel Francyi”.
— A jutro — to 14-go kwietnia.
— Tak jest. A co pana w tem uderza?...
— Nic... nic... tak sobie... pomyślałem...
Patrycyusz nie chciał na razie wtajemniczać sędziego w historyę daty 14-go kwietnia. Zapytał więc tylko:
— I cóż pan myśli o tem liście?
— Sam nie wiem co mam myśleć... Czy to istotnie szczera przestroga?... Czy też jakiś podstęp?... Porozmawiam o tem z Bourneffem...
— A z tamtej strony nic specyalnego?...
— Nic i nawet niczego nowego stamtąd nic oczekuję. Alibi, którego mi dostarczył, jest bez zarzutu. Bourneff i jego towarzysze — to tylko komporsi, których wola już skończona...
Patrycyusz jednak długo rozmyślał o dziwnym zbiegu dat i okoliczności...
Rano 14-go kwietnia — Patrycyusz zapytał o godzinie 9-tej rano o Szymona.
— Wyszedł — rzekł żołnierz — wszak pan kapitan pozwolił go wypuścić...
Kapitan wszedł do pokoju Szymona. Wieniec zniknął, ale także i drabina sznurowa i latarka elektryczna.
Kapitan zapytał:
— Szymon nie zabrał nic ze sobą?
— Owszem, wieniec żałobny.
— I nic więcej?
— Nic, panie kapitanie.
Okno było otwarte. Patrycyusz wywnioskował z tego, że owe przedmioty wyrzucono przez okno i jego hypoteza o nieświadomem współdziałaniu Szymona z nieznanymi wrogami — zyskała nową podstawę.