— Ale dlaczego?!... pocóż ten upór?... To się nie przyda na nic... Dlaczego chcesz pozostać?...
— Bo kocham cię, Patrycyuszu...
Młodzieniec zmieszał się, oszołomiony tem nagłem wyznaniem... Więc Koralia kocha go tak bardzo, że woli umrzeć raczej z nim razem, aniżeli żyć bez niego...
Było to szczęście niespodziewane, zaprawione w tej chwili w równej mierze rozkoszą jak bólem...
— Więc kochasz mnie, Koralio... kochasz...
— Kocham cię, Patrycyuszu mój...
Kobieta otoczyła szyję ukochanego ramionami. Pierwszy ten uścisk przejął go niewymowną rozkoszą... Niemniej jednak, postanowił nie uledz, ale uratować ją choćby wbrew jej woli...
— Właśnie — rzekł — jeśli mnie kochasz, będziesz żyła... Zrozum, że mnie stokroć boleśniej umierać z tem przekonaniem, że ciebie zgubiłem... żołnierzem jestem... setki razy patrzyłem śmierci twarzą w twarz... śmierci się nie lękam... tylko wzgląd na ciebie mnie dręczy... Gdy będę wiedział, żeś ty ocalała — umrę chętnie...
Ona nie słuchała, ale kończyła swoje wyznanie, jak gdyby nie mogąc powstrzymać potoku słów miłości — tak długo tajonej w najskrytszych głębiach serca...
— Pokochałam cię od pierwszego dnia, w którym cię ujrzałam... Nie mówiłam ci tego, bom czekała na jakiś osobliwie uroczysty moment... A czyż może być uroczystsza chwila nad obecną, gdy stoimy na progu śmierci... Ale ja wolę śmierć niż rozstanie!...
— Nie!... nie!... usiłował protestować — tyś powinna odejść!...
— Powinnam zostać przy tym, którego kocham!...
Patrycyuszowi strzeliła nowa myśl do głowy:
— Koralio!... uciekaj!... a gdy już uwolnisz się, pospieszysz mi na ratunek...
— Co powiadasz, Patrycyuszu?
— Powiadam, że tylko ty możesz ocalić mnie i
Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/123
Ta strona została skorygowana.