Klinika doktora Geradeca składała się z kilka pawilonów, z których każdy miał specyalne przeznaczenie. Główna willa zarezerwowana była na wielkie operacye. Tam też był gabinet doktora, do którego wprowadzono Szymona Diodokisa.
Doktór był to mężczyzna dobiegający już sześćdziesiątki, ale rzeźki jeszcze zupełnie i dobrze zakonserwowany. W lewem jego oku tkwił monokl, który doktór miał zwyczaj poprawiać co chwila.
Szymon z trudnością — bo zaledwie, że mógł mówić — wyjaśnił swój wypadek. Napadł go w nocy jakiś włóczęga, obrabował i zdusiwszy za gardło — zostawił półżywego na bruku.
— Dlaczegóż pan dotychczas nie zawezwał lekarza? — zapytał doktór.
Szymon nie odpowiedział nic. A lekarz dorzucił po chwili:
— Ostatecznie jeśli pan żyje — to widocznie nic niebezpiecznego... Poprostu skurcz krtani, a temu zaradzimy z łatwością...
Doktór Geradec wydał odpowiednie zlecenia swemu asystentowi. Do gardła pacyenta wprowadzono długą rurkę aluminiową. Po upływie pół godziny rurkę wyjęto. Doktór zbadał chorego, który zaczynał już swobodniej oddychać.
— Już wszystko w porządku — rzekł lekarz — poszło to szybciej, aniżeli przypuszczałem... Niech pan teraz powróci do domu... Gdy pan wypocznie, dolegliwości ustąpią zupełnie...
Szymon zapytał o wysokość honoraryum i za-
Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/183
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VII.
DOKTÓR GERADEC.